Tak jak w każdą sobotą, tak i teraz poświęciliśmy dzień cały na kontakt z żywą naturą. Tym razem naszym celem był park Urdaibai (dolna rzeka, w wolnym tłumaczeniu), a dokładniej aglomeracja miejska Kortezubi. Dla ciekawskich polecam świetnie opisany artykuł http://eu.wikipedia.org/wiki/Kortezubi, zaznaczając, że nic nie zastąpi informacji z pierwszej ręki, czyli ode mnie, autora tego przepięknego bloga, który aż ugina się od cennych wskazówek i przepychu wiadomości i faktów. A więc w drogę:
Możemy się śmiac, ze to dziura zabita dechami, ale droga niczego sobie. I ten żuraw w tle. A nie mówiłem, że to aglomeracja?
Jak zwykle, pogoda dopisała.
Dosc specyficze miejsce na budowe lochow. Dosc szybko okazalo, ze to nie wiezienie, ale...
...Terlegizko Teileria!
Ale fajnie - pomalowane słupy drewna! Myslalem, ze w Hiszpanii nie sprzedają absyntu, ale teraz nie jestem pewien w stu procentach. A może to tylko kreatywnośc?
Szybko okazalo sie, czyja to sprawka...
Podazylismy sladem artysty, ale niestety w polowie drogi zlapalismy gume naszego 4x4...
Nie było innego wyjścia, jak zalac robaka w pobliskim barze. Przy okazji natknęliśmy się na pokaz ludowych tańców przy akompaniamencie pięciorga Basków (tak przy okazji, to nie jest akordeon ani harmonia, lecz trikitixa - http://es.wikipedia.org/wiki/Trikitixa). Ta czerwona flaga to symbol miejscowej partii, która akurat w ten sposób realizuje kampanię na rzecz niepodległości...
...niepodległości, która póki co jest nieco efemeryczna, sztuczna jakby...
miércoles, 28 de noviembre de 2007
miércoles, 21 de noviembre de 2007
Gorbeia, powrót Jedi
Mimo, że wybraliśmy się w to samo miejsce dokładnie tydzień później zastaliśmy zupełnie inne krajobrazy, zwłaszcza w górnych partiach parku. Dla zainteresowanych, szlak przedstawiał się następująco: Barazar - Gorbea - Pagomakurre - Areatza. Większośc komentarzy sprzed tygodnia pozostaje aktualna. Mam nadzieję, że poniższe obrazki choc trochę będą się różnic od tych z poprzedniej wyprawy.
Chodzilismy tak dlugo, az w koncu trafilismy na granice polsko-baskijska:
E, jednak to ściema z tą Polską :(
Myslelismy, ze tu juz koniec wyprawy, a jednak najgorsze bylo jeszcze przed nami. Agata przeciska sie ostatkiem sil miedzy zabojczymi soplami, a niezgłębioną skalną otchłanią:
W nagrode za wzorowe sprawowanie i nieludzki wysilek moglismy wyturlac sie w hiszpanskim sniegu. Niestety z braku marchewki nie ulepilismy zadnego balwana:
Gdy juz zeszlismy ze szczytu natrafilismy na krajobraz rodem z Blair Witch Project. Strachu strachu.
Wszystko co dobre, szybko sie konczy, albo wszystko dobre co sie dobrze konczy. Choc dla wielu to bedzie spore zaskoczenie tym razem, dla odmiany, skonczylismy w barze :)
Chodzilismy tak dlugo, az w koncu trafilismy na granice polsko-baskijska:
E, jednak to ściema z tą Polską :(
Myslelismy, ze tu juz koniec wyprawy, a jednak najgorsze bylo jeszcze przed nami. Agata przeciska sie ostatkiem sil miedzy zabojczymi soplami, a niezgłębioną skalną otchłanią:
W nagrode za wzorowe sprawowanie i nieludzki wysilek moglismy wyturlac sie w hiszpanskim sniegu. Niestety z braku marchewki nie ulepilismy zadnego balwana:
Gdy juz zeszlismy ze szczytu natrafilismy na krajobraz rodem z Blair Witch Project. Strachu strachu.
Wszystko co dobre, szybko sie konczy, albo wszystko dobre co sie dobrze konczy. Choc dla wielu to bedzie spore zaskoczenie tym razem, dla odmiany, skonczylismy w barze :)
lunes, 19 de noviembre de 2007
Pamplona - Iruña
Na wstępie dziękuję Agacie za udostępnienie albumu, którego częśc prezentuję podczas narracji. Wszystkie zdjęcia (nie tylko z Pamplony) możecie znaleźc na http://picasaweb.google.pl/agatadan :)
Miasto powitało naszą polsko-włoską delegację dośc chłodno. Upał w stolicy prowincji Nawarra wahał się od -3 do +7 stopni, jeśli dobrze pamiętam, co wpłynęło na barowy sposób poruszania się po mieście. Na szczęście czasu mieliśmy pod dostatkiem i zwiedziliśmy co ważniejsze miejsca (w tym oczywiście bary :). Najpierw jednak zaczęliśmy od patriotycznej wizyty w el Consulado de la Republica Polaca. Mieszkańcy Pamplony zadbali o odpowiednią architekturę i koloryt lokalny urzędu. I oto mała zagadka: Na zdjęciu poniżej widac :
1. Generalny remont centrum handlowego
2. Jeden ze squatów w centrum Pamplony
3. Przedsionek Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej?
Mimo, że spóźniliśmy się na fiestę San Fermin jakieś kilka miesięcy, trafiliśmy na świeże ślady ostatniej gonitwy byków. Poniżej prezentuje się jedna z licznych koszulek promujących lipcowe "el encierro". Jak widac, szczesliwy posiadacz nadzial sie na byka (w lewym dolnym rogu) i wnioskujac po kolorystyce w innych partiach niekoniecznie wyszedł cało z opresji...
Gonitwa byków, która rozpoczyna Sanfermines jest przewodnim tematem architektury miasta. Można powiedziec, ze stanowi ona żywy pomnik
Cała gonitwa trwa kilkanaście minut, a kończy się na Plaza de Toros, która z zewnątrz prezentuje się następująco:
Na tych, którym nie uda się w porę uciec przed bykami, czeka śmiertelne niebezpieczeństwo:
Zwyciestwo zaś można uczcic tuzinem gorących pieczonych kasztanów prosto od uśmiechniętego pana na Casco Antiguo:
Pamplona to również centrum kulturalny o randze międzynarodowej:
A miejscami nie sposób przecenic wartośc symboliczną jej niektórych zakątków:
Miasto powitało naszą polsko-włoską delegację dośc chłodno. Upał w stolicy prowincji Nawarra wahał się od -3 do +7 stopni, jeśli dobrze pamiętam, co wpłynęło na barowy sposób poruszania się po mieście. Na szczęście czasu mieliśmy pod dostatkiem i zwiedziliśmy co ważniejsze miejsca (w tym oczywiście bary :). Najpierw jednak zaczęliśmy od patriotycznej wizyty w el Consulado de la Republica Polaca. Mieszkańcy Pamplony zadbali o odpowiednią architekturę i koloryt lokalny urzędu. I oto mała zagadka: Na zdjęciu poniżej widac :
1. Generalny remont centrum handlowego
2. Jeden ze squatów w centrum Pamplony
3. Przedsionek Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej?
Mimo, że spóźniliśmy się na fiestę San Fermin jakieś kilka miesięcy, trafiliśmy na świeże ślady ostatniej gonitwy byków. Poniżej prezentuje się jedna z licznych koszulek promujących lipcowe "el encierro". Jak widac, szczesliwy posiadacz nadzial sie na byka (w lewym dolnym rogu) i wnioskujac po kolorystyce w innych partiach niekoniecznie wyszedł cało z opresji...
Gonitwa byków, która rozpoczyna Sanfermines jest przewodnim tematem architektury miasta. Można powiedziec, ze stanowi ona żywy pomnik
Cała gonitwa trwa kilkanaście minut, a kończy się na Plaza de Toros, która z zewnątrz prezentuje się następująco:
Na tych, którym nie uda się w porę uciec przed bykami, czeka śmiertelne niebezpieczeństwo:
Zwyciestwo zaś można uczcic tuzinem gorących pieczonych kasztanów prosto od uśmiechniętego pana na Casco Antiguo:
Pamplona to również centrum kulturalny o randze międzynarodowej:
A miejscami nie sposób przecenic wartośc symboliczną jej niektórych zakątków:
martes, 13 de noviembre de 2007
Parque Natural de Gorbeia
Co nie wyszlo tego lata w Polsce, udalo sie w Kraju Baskow. Chodzi mianowicie o chodzenie po gorach. Oczywiscie nie mowie tutaj o Pirenejach (ktora zostawiamy na deser, w grudniu) czy o Sierra Nevada. Celem ostatniej naszej wycieczki byl park naturalny Gorbeia, ktorego nazwa pochodzi od...szczytu o tej samej nazwie. Co ciekawe, park lezy na granicy dwoch prowinicji historycznych - Bizkaia i Alava, natomiast szczyt Gorbeia jest najwyzszym wzniesieniem, jesli chodzi o pierwsza kraine (1473 m.n.p.m), co nie byloby moze az tak imponujace, gdyby nie fakt, ze miejscowosc, z ktorej wystartowalismy wznosi sie na wysokosci kilkuset metrow. Ale po kolei.
Wycieczkie zorganizowalem ja, i jak to ja, poinformowalem wszystkich w nocy przed wyjazdem :) Okazalo sie, ze udalo zmobilizowac sie kilka osob i o 7:15 ustawilismy sie na stacji. Niewiele ponad godzine pozniej znalezlismy sie w niepozornej miejscowosci Murgia. Wyszlismy z cieplego autokaru i....zamarzlismy:)
Mozecie wierzyc lub nie, ale w Hiszpanii termometry pokazuja ujemne temperatury, ciekawe, nie? Co wiecej, pokazuja stan zgodny z rzeczywistoscia:
Na szczescie bylismy dobrze zaopatrzeni w prowiant. Gdy zjedlismy wszystkie kanapki, zostala nam tylko dzika zwierzyna (w koncu to park naturalny):
Po skonczonym obiedzie ruszylismy w dalsza droge...
Trzeba bylo miec konskie zdrowie i owczy ped, aby w trakcie wyprawy gapic sie jak krowa w malowane wrota, tak jak my w ponisze widoczki:
No i oczywiscie dowody na to, ze udalo nam sie zdobyc szczyt (od lewej: Matthias, ja, Miguel i Gorbeia). Nie bylo lekko, co dalo sie odczuc nastepnego dnia. Ja przespałem 14 godzin :)
W nagrode moglismy podziwiac okolice. Ktos by powiedzial, ze to takie niby bieszczadzkie połoniny. No coz, nie bede sie spieral :)
Suscribirse a:
Entradas (Atom)