miércoles, 21 de noviembre de 2007

Gorbeia, powrót Jedi

Mimo, że wybraliśmy się w to samo miejsce dokładnie tydzień później zastaliśmy zupełnie inne krajobrazy, zwłaszcza w górnych partiach parku. Dla zainteresowanych, szlak przedstawiał się następująco: Barazar - Gorbea - Pagomakurre - Areatza. Większośc komentarzy sprzed tygodnia pozostaje aktualna. Mam nadzieję, że poniższe obrazki choc trochę będą się różnic od tych z poprzedniej wyprawy.

Chodzilismy tak dlugo, az w koncu trafilismy na granice polsko-baskijska:


E, jednak to ściema z tą Polską :(

Myslelismy, ze tu juz koniec wyprawy, a jednak najgorsze bylo jeszcze przed nami. Agata przeciska sie ostatkiem sil miedzy zabojczymi soplami, a niezgłębioną skalną otchłanią:

W nagrode za wzorowe sprawowanie i nieludzki wysilek moglismy wyturlac sie w hiszpanskim sniegu. Niestety z braku marchewki nie ulepilismy zadnego balwana:




Gdy juz zeszlismy ze szczytu natrafilismy na krajobraz rodem z Blair Witch Project. Strachu strachu.

Wszystko co dobre, szybko sie konczy, albo wszystko dobre co sie dobrze konczy. Choc dla wielu to bedzie spore zaskoczenie tym razem, dla odmiany, skonczylismy w barze :)

2 comentarios:

emilia dijo...

Nawet gdybyście mieli marchewkę, to bałwana byście nie ulepili, bo tego śniegu tyle, co kot napłakał ;p

Zimek dijo...

akurat ten kot się rozrzewnił